Pojęcie ideologii nie jest jasne. Nie chcę tu wchodzić w subtelne rozważania dotyczące różnych sposobów jej rozumienia, dlatego na potrzeby tego tekstu przywołam fakt, który nie budzi raczej kontrowersji – jej cechą definicyjną jest odporność na stan rzeczywistości.

Andrzej Szahaj, historyk myśli społecznej i filozof polityki, profesor zwyczajny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu / Dziennik Gazeta Prawna
Magazyn DGP 30.06.2017 r. / Dziennik Gazeta Prawna/Inne
W tym sensie można też powiedzieć, że dany zespół poglądów przybiera charakter ideologiczny wtedy, gdy nie ma sposobu, aby poddać go falsyfikacji, bo zawsze potrafi on daną sytuację zinterpretować tak, że potwierdza ona ich słuszność. Tak samo zachowują się wszelkie wierzenia o charakterze magicznym, poniekąd też religijnym. To odróżnia je od przekonań o charakterze naukowym, które aby naukowymi właśnie być, muszą określić warunki własnej falsyfikalności (obalalności).
Na rzeczy te zwrócił uwagę filozof Karl Popper już bardzo dawno temu. I choć, jak pokazuje późniejsza dyskusja w obszarze filozofii nauki, sama nauka nie zachowuje się w pełni zgodnie z kryteriami naukowości wyznaczonymi przez Poppera, to jednak na potrzeby niniejszego tekstu przyjmijmy roboczo, że są one przekonujące. W ich też świetle przypatrzmy się neoliberalizmowi jako zespołowi poglądów o charakterze filozoficznym i ekonomicznym, który w sposób decydujący wpłynął na praktykę ekonomiczną większości krajów Zachodu w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, jak również na kształt polskiej transformacji.
Myśl impregnowana na fakty
Nie ukrywam przy tym, że bodźcem do analizy neoliberalizmu pod tym kątem stały się wypowiedzi kilku polskich publicystów oraz ekonomistów, którzy z uporem i wbrew wszystkim faktom podtrzymują przekonanie, że neoliberalizm jest wciąż najdoskonalszym zespołem narzędzi intelektualnych pozwalających na formułowanie rekomendacji o charakterze ekonomicznym i społecznym dla działań państw demokratyczno-liberalnych bazujących na gospodarce wolnorynkowej. Aktywność owych osób na niwie intelektualnej w Polsce wskazuje na to, że neoliberalizm nie chce zejść ze sceny, pomimo tego, że przedstawienie z jego udziałem poniosło klapę. W tym sensie mamy do czynienia z czymś, co wybitny politolog angielski Colin Crouch określił mianem „osobliwej nie-śmierci neoliberalizmu”. Również niektóre posunięcia kadrowe w polskich partiach politycznych oraz niektóre wypowiedzi prominentnych polityków wskazują na to, że chcą oni jak najszybciej powrócić do praktyki neoliberalnego kapitalizmu, pomimo tego, że poniosła ona ewidentną klęskę, co ostatni kryzys dowiódł w sposób niepodważalny.
W tym aspekcie różnią się oni od ważnych przedstawicieli ideologii neoliberalnej, którzy w wyniku jego zaistnienia przyznali otwarcie, że ich przekonania okazały się błędne (bodaj najwymowniejszym przykładem była w tym względzie postawa Alana Greenspana, wieloletniego szefa Fed, przez lata filaru neoliberalnego myślenia o ekonomii, czy Jeffreya Sachsa, kiedyś żarliwego krzewiciela neoliberalnej ortodoksji). Wymowna jest także zmiana stanowiska takich bastionów neoliberalizmu jak Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Warto także zwrócić uwagę na istnienie ogromnej literatury wskazującej na błędy neoliberalnego myślenia, której jedynie niewielki odprysk znalazł odzwierciedlenie w polskich tłumaczeniach.
Można zatem zaryzykować tezę, że „wina” neoliberalizmu została udowodniona zarówno na płaszczyźnie teoretycznej, jaki i empirycznej. W tym sensie uparte wyrażanie przekonania, że neoliberalizm ma rację bytu, wskazuje na ów ideologiczny rys tej doktryny, na który zwróciłem uwagę na początku. Jeśli fakty świadczą przeciwko niej, tym gorzej dla faktów. Jeśli analizy teoretyczne pokazują jej błędność, tym gorzej dla teorii. I tak postawieni zostajemy w obliczu przekonań, które mają typowo ideologiczny kształt, okazują się bowiem niefalsyfikowalne i samopotwierdzające się. Nawiasem mówiąc, wykazują w ten sposób zadziwiające podobieństwo wobec ideologii, która dominowała w poprzednim systemie. Wtedy także jej zwolennicy całkowicie ignorowali fakty i zastrzeżenia teoretyczne, idąc w zaparte i twierdząc, że socjalizm przeżywa kłopoty, bo jest za mało socjalizmu w socjalizmie, bo jeszcze nie mamy do czynienia z prawdziwym socjalizmem, bo musimy jeszcze poczekać, aby socjalizm wydał wreszcie swe obiecane owoce. Podobnie i dziś zwolennicy neoliberalnego kapitalizmu twierdzą, że jego kłopoty są przejściowe i wynikają z tego, iż było za mało kapitalizmu w kapitalizmie, za mało wolnego rynku w wolnym rynku, że kryzys kapitalizmu wynika z tego, iż nigdy prawdziwego kapitalizmu nie było, bo przeszkadzało państwo, demokracja, politycy i lewacy ukryci w każdej strukturze społecznej („elementy antykapitalistyczne” ukryte w różnych instytucjach państwa kapitalistycznego, tak jak onegdaj przeszkadzały „elementy antysocjalistyczne” ukryte w różnych instytucjach państwa socjalistycznego).
Podobieństwo to nie powinno dziwić, każda myśl zideologizowana jest impregnowana na fakty oraz krytykę, a jej zwolennicy to doktrynerzy ślepi na rzeczywistość. I być może nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że neoliberalizm, który chce odzyskać swą hegemonię ideową oraz ekonomiczną pragnie ponownie modelować życie ekonomiczne i społeczne Zachodu, co jest przepisem na kolejny kryzys, tym razem znacznie głębszy i mający jeszcze bardziej negatywne skutki społeczne. Zresztą nawrotu kryzysu absolutnie nie można wykluczyć i dziś, bowiem neoliberalizm nie stracił niestety swojej mocy sterowania praktyką ekonomiczną krajów zachodnich, czego doskonałym przykładem jest polityka prezydenta Donalda Trumpa, deklaratywnie skierowana przeciwko skutkom działania neoliberalizmu, ale faktycznie jedynie wzmacniająca negatywne skutki jego wieloletniej dominacji (radykalne obniżenie podatków dla korporacji, zniesienie ograniczeń ekologicznych w eksploatacji surowców naturalnych, odejście od Obamacare). Nie mówiąc już o tym, że ani jedna przyczyna strukturalna ostatniego kryzysu nie została wyeliminowana (np. nie zlikwidowano rajów podatkowych, nie podzielono instytucji finansowych „za dużych, aby upaść”, nie poddano skutecznej regulacji świata finansów), co stawia pod znakiem zapytania jego odejście w niebyt.
Zmiana nie zawsze jest dobra
Neoliberalizm wykazuje także inne cechy typowe dla wszelkich ideologii. Przede wszystkim stara się naturalizować procesy, które mają charakter społeczny i polityczny, próbując udowodnić, że jedna z możliwych wersji urządzenia świata jest wersją Jedynie Słuszną. Ignorując wersje inne, często znacznie bardziej efektywne ekonomicznie i przyjemniejsze społecznie (jak np. kapitalizm w wydaniu skandynawskim), stara się wmówić odbiorcom, że stanowi jedyną właściwą drogę do szczęścia. Charakterystyczne jest w tym kontekście upieranie się, że pewne zmiany powstałe w wyniku konkretnych decyzji ekonomicznych i politycznych jak np. globalizacja, mają charakter procesów, nad którymi nikt nie panuje i zapanować nie może. Krytykom globalizacji, którzy udowadniają, że ma ona charakter gry o sumie zerowej (aby jedni wygrali, inni muszą przegrać) odpowiada: może tak jest, ale nic na to nie można poradzić, tak jak nic nie można poradzić na wzrastające nierówności społeczne czy postępującą degradację środowiska. Rzeczy te mają w jego świetle status podobny do zdarzeń o charakterze naturalnym, takich jak zdarzające się czasem powodzie czy burze. W ten sposób neoliberalizm ukrywa ideologię pod płaszczykiem teorii obiektywnie opisującej fakty i wolnej od wartości, tylko jakimś dziwnym przypadkiem służącą tym, którzy na globalizacji wygrywają i pomnażają majątki, gdy inni tracą.
Nader charakterystyczne jest także traktowanie przez ideologię neoliberalną zmian technologicznych jako rzeczy, na które nikt nie ma wpływu i wpływu mieć nie powinien (zakłada się tu nadto naiwnie, że zmiany technologiczne są zawsze dobre). To kolejny przykład ukrywania pod płaszczykiem obiektywizmu uzależnienia zmian technologicznych, przede wszystkim tempa i sposobu ich wprowadzania w życie, od warunków społecznych i politycznych. Determinizm technologiczny lansowany przez neoliberalizm jest niczym innym jak tylko ideologicznie motywowaną opowieścią o bezsilności ludzi w obliczu zmian, nad którymi nie panują, w sytuacji gdy nad zmianami takimi zapanować mogą, i co więcej – prędzej czy później – zapanować muszą. W ten sposób legitymizują oni postać kapitalizmu, w którym zmiany technologiczne mają służyć za wymówkę wobec narastającego przeciążenia pracą, wzmagającego się wyzysku i pogłębiających się nierówności. Na pojawiające się zaś coraz częściej tezy mówiące o tym, że potrzeba regulacji, które powstrzymałyby niekorzystne procesy globalizacyjne czy wewnątrzkapitalistyczne, odpowiadają zawsze w ten sam sposób: nie wolno nic robić, bo pogwałci to wolność gospodarowania i wolność ludzką jako taką.
Gra na ludzką bezsilność
Owe wymachiwanie hasłem wolności jak cepem jest typowe dla neoliberalizmu i przybiera często charakter szantażu: nie podoba ci się dzisiejszy kapitalizm czy globalizacja, a zatem jesteś przeciwnikiem wolności jako takiej, niechybnie – ukrytym bolszewikiem. W ten sposób hasła wolności używa się jako narzędzia intelektualnego i politycznego terroru, przeciwnie wobec deklarowanych intencji tych, którzy to czynią. Nie mówiąc już o tym, że lansuje się jedną z możliwych wersji wolności, jako wersję jedyną, podobnie jak lansuje się jedną wersję liberalizmu jako wersję tożsamą z liberalizmem jako takim. Tymczasem wystarczy elementarna wiedza z zakresu filozofii polityki i myśli społecznej, żeby zauważyć, iż preferowana przez neoliberalizm interpretacja wolności ma alternatywy, że model kapitalizmu, który ona wspiera, jest tylko jednym z kilku możliwych, że wreszcie możliwy jest inny liberalizm.
To lansowane przez neoliberalizm i wmawiane ludziom przekonanie, że nie ma dla niego alternatywy, tak jak nie ma alternatywy dla społecznego i ekonomicznego status quo, jest zabiegiem również typowo ideologicznym. Idzie o to, aby ludziom odechciało się poszukiwać lepszego świata i pogodzili się ostatecznie z tym, co jest. Aby nie chciało się im buntować, jeśli bowiem neoliberalna postać kapitalizmu jest najlepsza (czy wręcz jedyna możliwa), zmiany technologiczne są nieuchronne, zaś wszelki bunt przypomina buntowanie się przeciwko temu, że po lecie przychodzi jesień, pogodzenie się ze światem jest jedyną dopuszczalną opcją, nawet jeśli jest to pogodzenie się ze światem, który większości ludzi przestał się podobać.
Ta gra na ludzką bezsilność jest jednak nadzwyczaj ryzykowna. Może ona prowadzić do rozpowszechniania się poczucia gniewu i rozpaczy, z którego mogą się narodzić ruchy skrajne. Przedsmak tego procesu mamy już dziś. Przestańmy zatem ludziom wmawiać, że żyją na najlepszym ze światów i pokażmy im, że głębokie zmiany ekonomiczne i społeczne są możliwe. Póki nie jest za późno.
Determinizm technologiczny lansowany przez neoliberalizm jest niczym innym jak tylko ideologicznie motywowaną opowieścią o bezsilności ludzi w obliczu zmian, nad którymi nie panują, w sytuacji gdy nad zmianami takimi zapanować mogą, i co więcej – zapanować muszą. W ten sposób legitymizują oni postać kapitalizmu, w którym zmiany technologiczne mają służyć za wymówkę wobec narastającego przeciążenia pracą, wzmagającego się wyzysku i pogłębiających się nierówności.