Dwie trzecie Polaków zamierza w tym roku więcej wydać. Czują większą siłę nabywczą portfela i nie są zbyt skłonni, aby coś odkładać. Może dlatego, że wciąż czujemy się biedni.
Rośnie apetyt na konsumpcję / Dziennik Gazeta Prawna
To, że w tym roku wydatki Polaków będą motorem koniunktury gospodarczej, wyraźnie zobaczyliśmy już w I kw. Konsumpcja prywatna między początkiem stycznia a końcem marca była realnie o 4,7 proc. większa niż rok wcześniej. Dynamika okazała się najwyższa od końca 2008 r., czyli wybuchu światowego kryzysu. Także na tle innych krajów unijnych apetyty konsumpcyjne Polaków robią wrażenie. Takie wnioski płyną z badania L’Observatoire Cetelem przygotowanego dla BNP Paribas Personal Finance. Kantar TNS na zlecenie banku przepytał ponad 12 tys. osób w 15 krajach o to, jakie są ich plany wydatkowe na najbliższy rok i czy w tym czasie zamierzają coś odłożyć.
W zestawieniu załapaliśmy się do pierwszej trójki krajów, których obywatele zamierzają najczęściej sięgać do kieszeni i wspierać gospodarkę. Dwie trzecie ankietowanych mówi, że będzie wydawać więcej w tym roku. Większą skłonność do konsumpcji mają tylko Słowacy (72 proc.) i Bułgarzy (69 proc.). Nasz region bije na głowę Europę Zachodnią, bo także wśród Czechów i Rumunów ponad 60 proc. badanych mówi, że wyda więcej.
– Te kraje notują obecnie zdecydowaną poprawę koniunktury. PKB rośnie szybciej niż unijna średnia, spadek bezrobocia jest dynamiczniejszy, a płace rosną regularnie – komentuje Krzysztof Wojciechowski, dyrektor pionu Consumer Finance w BGŻ BNP Paribas.
Powściągliwi są Węgrzy, wśród których tylko 27 proc. odpowiada „tak” na pytanie, czy będzie wydawać więcej. To nie tylko najsłabszy wynik w naszym regionie, ale również wśród krajów starej Unii. – Nastroje społeczne nie są tam najlepsze, mimo relatywnie dobrej sytuacji gospodarczej i prognoz. Najwyraźniej Węgrzy martwią się o swoją przyszłość – ocenia Wojciechowski.
Węgrzy słabo oceniają swoją sytuację osobistą i tę w kraju. W skali od 1 do 10 w pierwszym przypadku dają ocenę 4,2, a w drugim tylko 3,9. To obok Bułgarów najbardziej pesymistyczne opinie.
Skłonność do wydawania wśród Polaków to również efekt tego, że ponad jedna czwarta badanych uważa, że ostatni rok przyniósł im poprawę siły nabywczej. W żadnym z 15 badanych krajów nie odnotowano wyższych wskazań (średnia to 18 proc.). Jesteśmy beneficjentami nie tylko najlepszej od ćwierć wieku sytuacji na rynku pracy, ale również hojniejszego socjalu w postaci programu „Rodzina 500 plus” czy rosnących płac. Szczególnie tych, które zwiększają się dzięki decyzjom polityków – wynagrodzenie minimalne. Optymizm nad Wisłą potwierdza coraz więcej źródeł. CBOS od trzech miesięcy raportuje poprawę nastrojów społecznych, a odsetek pozytywnych ocen sytuacji gospodarczej jest najwyższy od 1989 r., czyli momentu, kiedy zaczęto monitorować tę kwestię.
Nasze apetyty konsumpcyjne stoją w kontrze do oszczędzania. Większą skłonność do odkładania pieniędzy deklaruje 38 proc. osób. Chociaż w ciągu roku ich liczba wzrosła o 3 pkt proc., to jest o tyle samo niższa niż średnia dla wszystkich badanych krajów.
– Jesteśmy wciąż biednym krajem i społeczeństwem, które chce konsumować, a nie odkładać to na przyszłość – mówi Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK.
W Portugalii 57 proc. ankietowanych mówi, że ich zaskórniaki się zwiększą. We Włoszech, w Wielkiej Brytanii, Danii, a nawet Rumunii połowa ankietowanych zapowiada na ten rok oszczędzanie. Generalnie skłonność do oszczędzania jest większa w Europie Zachodniej niż w państwach, które dołączały do Unii Europejskiej od 2004 r.
Dlatego ekonomiści nie mają wątpliwości, że w tym roku nasza gospodarka będzie rosła głównie dzięki wydatkom gospodarstw domowych. – Motorem będzie niewątpliwie konsumpcja. Ona ma szanse zwiększyć się od 4,5 do 5 proc. Inwestycje włączą się mocniej dopiero pod koniec roku – uważa Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego.
Ale jego zdaniem, ponieważ realny fundusz wynagrodzeń rośnie szybciej niż konsumpcja, to także oszczędności będą się zwiększały. Tym bardziej że nowe świadczenie rodzinne pozwoliło spłacić Polakom część zadłużenia. Rosnące płace zaś i to, że więcej osób ma pracę, doprowadziło do poprawy kondycji domowych budżetów. Jest więc co odkładać.
– Przejściowo będziemy widzieli wzrost skłonności do oszczędzania, ale jak już ludzie przyzwyczają się, że mają więcej pieniędzy, to znów zaczną konsumować. Tym bardziej że niskie stopy procentowe nie sprzyjają oszczędzaniu – uważa ekonomista.