Po raz pierwszy posiedzenie sejmowej komisji gospodarki odbyło się na wyjeździe – w siedzibie warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych. Miało przybliżyć posłom problemy, z jakimi boryka się krajowy rynek kapitałowy. Zostało niemal w całości zmarnowane. Niemal, bo jednak było kilka pozytywów. Na przykład nikt podczas zeszłotygodniowego spotkania nie nazwał giełdy kasynem. A jak wiadomo, miejsca te lubili mylić przedstawiciele poprzedniej koalicji PO–PSL, bezmyślnie powtarzali to porównanie także przedstawiciele rządu PiS.
Posłowie sejmowej komisji gospodarki rozumieją, że rynek kapitałowy to miejsce, gdzie przedsiębiorcy poszukujący pieniędzy na rozwój swoich firm mają szansę zdobyć na zastrzyk kapitału od tych, którzy wolą go zainwestować, zamiast przechowywać na bankowych lokatach. Zdają sobie też sprawę, że w Polsce rynek kapitałowy odgrywa zbyt małą rolę w finansowaniu gospodarki. Mimo że nasze oszczędności stale rosną. Tym samym rośnie pula kapitału, który przynajmniej w części mógłby być efektywniej zagospodarowany.
Dlaczego tak nie jest? Dlaczego w Polsce udział rynku kapitałowego w finansowaniu inwestycji przedsiębiorstw jest niższy niż średnio w Unii Europejskiej? Tego posłowie dowiedzieć się nie zdążyli. A przecież UE dostrzegła, że jednym z powodów, dla których przegrywa gospodarczą rywalizację ze Stanami Zjednoczonymi, jest słabiej rozwinięty rynek kapitałowy. Rozumie, że inwestorzy są lepszym nadzorcą małych innowacyjnych firm, kreujących miejsca pracy i pchających do przodu całą gospodarkę, niż bankowi urzędnicy.
Posłowie, zamiast posłuchać o bolączkach giełdy, dowiedzieli się, że generalnie to jest bardzo dobrze, bo od ponad pół roku rosną kursy akcji, a zyski samej GPW są coraz wyższe. Jest dobrze, bo właśnie inwestorzy kupili za niemal 1, 7 m ld zł akcje sieci sklepów Dino. To była największa oferta na rynku pierwotnym od grudnia 201 3 r ., kiedy na giełdzie debiutowała państwowa Energa. Członków komisji przekonywał o tym wiceprezes giełdy Jacek Fotek. Padło dużo liczb i deklaracji o tym, że idziemy w dobrym kierunku. Ale to nie był materiał o sytuacji, w jakiej znajduje się rynek kapitałowy, tylko promocja GPW. Promocja, której długi czas trwania zabił przekaz i znudził większość słuchaczy.
W najgorszej sytuacji był przewodniczący komisji Jerzy Meysztowicz – siedział niemal tyłem do ekranu, na którym wyświetlana była prezentacja. Przez godzinę wyginał szyję. Próbował referat Jacka Fotka przyspieszyć, niestety bezskutecznie. Praktycznie zabrakło czasu na zadawanie pytań i dyskusję.
Posłowie mogli odnieść wrażenie, że giełda jest centralnym punktem rynku kapitałowego, a skoro jej kondycja finansowa jest bardzo dobra, to świetnie ma się także sam rynek. Ani jedno, ani drugie stwierdzenie nie jest prawdziwe. Giełda to tylko organizator obrotu, którego głównym zadaniem jest zapewnienie odpowiedniej płynności. Żeby w ten sposób umożliwić inwestorom swobodny handel, a wprowadzającym akcje na rynek przedsiębiorstwom ich rzetelną wycenę. W Polsce rynek kapitałowy powstał wokół giełdy, stąd przeświadczenie, że to właśnie ta instytucja jest najważniejsza. Przeświadczenie, które umożliwia GPW – jak uważają niektórzy – nadużywanie monopolistycznej pozycji i dyktowanie jednych z najwyższych opłat od transakcji w Europie. Wysokie zyski GPW nie oznaczają, że świetnie się mają inwestorzy, biura maklerskie czy emitenci notowanych papierów.
Na wysłuchanie w całości wystąpienia Macieja Bittnera, ekonomisty z WISE Europa, warszawskiego think tanku, współautora obywatelskiej strategii rozwoju rynku kapitałowego, zabrakło już czasu. Tym razem przewodniczący Meysztowicz był bardziej stanowczy. Posłowie musieli wracać na ulicę Wiejską, do sejmowych obowiązków. Mogli tylko w wersji szczątkowej posłuchać o tym, że jednak są problemy niezałatwione od lat. Jak choćby związane z wymiarem sprawiedliwości. Nie wyznaczyliśmy ani prokuratury, ani sądu, które gromadziłyby wiedzę o rynku kapitałowym. Zdarza się, że prokurator czy sędzia wyznaczony do sprawy z rozdzielnika nie rozumie zagadnień, którymi się zajmuje. I nie chodzi nawet o ciągnące się latami najgłośniejsze sprawy, takie jak afera WGI.
Wymiar sprawiedliwości nie potrafi zapewnić właściwej ochrony akcjonariuszom przed szkodliwymi działaniami zarządów i nadużywaniem władzy przez większościowych udziałowców. Nie brakuje na naszym rynku przykładów spółek, które popadły w poważne finansowe problemy tuż po sprzedaży inwestorom akcji, albo takich, które potrafiły utracić płynność bezpośrednio po publikacji korzystnych raportów finansowych. Do pomysłu wyznaczenia wyspecjalizowanej prokuratury zajmującej się rynkiem kapitałowym z entuzjazmem odniosła się obecna na posiedzeniu komisji wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Nie przypuszczam, żeby wiedziała, że to pomysł niezrealizowany od 1 5 l at, choć prokuraturę specjalizującą się w ściganiu cyberprzestępstw udało się zorganizować w ciągu kilku miesięcy.
Posłowie nie dowiedzieli się też, że sami czasem szkodzą rynkowi kapitałowemu. Mamy w Polsce w zwyczaju wprowadzać unijne prawo w bardziej restrykcyjnej formie, niż wymaga tego Bruksela. Nie dowiedzieli się też, że nawet tak banalna kwestia jak wspólne opodatkowanie inwestycji w akcje i fundusze akcji (nie możemy np. od zysków osiągniętych z inwestycji w fundusz odliczyć strat poniesionych na akcjach, choć na rynkach wysokorozwiniętych to standard) nie może się doczekać załatwienia od wprowadzenia podatku Belki w 200 1 r .
Posłowie usłyszeli za to deklarację resortu rozwoju o rozpoczęciu prac nad strategią dla rynku kapitałowego. Tyle że strategię przez kilka lat pisała poprzednia koalicja (pomysł się rozmył po zmianie resortu przez odpowiedzialnego za tę kwestię wiceministra finansów Wojciecha Kowalczyka), a teraz wszystko mamy zaczynać od nowa. Zresztą nie o strategię chodzi, przecież jedną już napisaliśmy – 13 lat temu. I nie została zrealizowana. Chodzi o to, żeby politycy zajęli się tym, czego nie usłyszeli podczas wycieczki na GPW.