Całość planowanych zmian jest bardzo niekorzystna społecznie - dla gospodarki, rynku kapitałowego i przyszłych emerytów - mówi PAP Cezary Mech. Uważa, że najbardziej zainteresowane zmianą obecnego systemu, są instytucje finansowe, które będą głównym beneficjentem tych zmian.

W lipcu 2016 roku wicepremier Mateusz Morawiecki zaprezentował Program Budowy Kapitału, który jest jednym z filarów Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Zakłada on przekształcenie OFE w fundusze inwestycyjne - 75 proc. aktywów ma trafić na Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego Polaków (IKZE). Natomiast pozostałe 25 proc. - do Funduszu Rezerwy Demograficznej, zarządzanie którym ma przejąć PFR. Zgodnie z pierwotnym planem przekształcenie OFE miałoby nastąpić od stycznia 2018 roku.

Zimą w rozmowie z PAP szef Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys wskazał, że drugi bardzo ważny element planowanej reformy to upowszechnienie pracowniczych planów kapitałowych w celu oszczędzania na emeryturę. „Cały czas wierzę, że zgodnie z pierwotnym planem, w 2017 roku uda się przyjąć te ustawy i z początkiem 2018 roku wdrożyć zmiany w OFE w zakresie funduszu rezerwy demograficznej, a w 2018 roku zaczniemy tworzyć Pracownicze Plany Kapitałowe” - deklarował szef PFR. Pod koniec marca Borys poinformował, że gotowy jest komplet projektów ustaw dot. zmian w systemie OFE oraz pracowniczych planów kapitałowych. Wyraził nadzieję, że w kwietniu trafią one na ścieżkę legislacyjną.

"Planowane zmiany są efektem działania lobbingu trzech grup interesu, kosztem przyszłych emerytów. Pierwszą grupą, która jest najbardziej zainteresowana zmianą obecnego systemu, są instytucje finansowe, które będą głównym beneficjentem tych zmian" - powiedział PAP Cezary Mech, który w latach 1998-2002 był prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, zaś w latach 2005-2006 wiceministrem finansów.

"Drugim beneficjentem jest UE, a także - w perspektywie krótkookresowej - Ministerstwo Finansów. A trzecim - pozornym - ci, którzy mają środki w OFE. Pozornym, ponieważ proponowany system prowadzi w bardzo złym kierunku, jeśli chodzi o zabezpieczenie interesów członków OFE, transparentność, jak też antykorupcyjność systemu finansowego i rynku kapitałowego" - wskazał. Jak tłumaczył, proponowana zmiana spowoduje przeniesienie środków z silnie regulowanego systemu OFE, w którym straty - jego zdaniem - były efektem braku aktywności KNF, do systemu zderegulowanego. "Po wprowadzeniu tych zmian nie będzie możliwości wycofania tych środków, a z drugiej strony, ci którzy nimi zarządzają, mogą realizować swoje cele, które nie są spójne z interesem członków OFE".

"Instytucje finansowe pozbawione nadzoru będą miały z przyszłych emerytów swoistych chłopów pańszczyźnianych do nich przywiązanych i będą mogły dowolnie zarządzać środkami, a my będziemy musieli te środki u nich trzymać" - wskazał.

W jego ocenie, "jeśli te środki przejdą z OFE do funduszy inwestycyjnych, które mają większą dowolność inwestowania niż OFE, to fundusze inwestycyjne będą mogły angażować środki w bardziej skomplikowane instrumenty i istnieje dodatkowe niebezpieczeństwo wytransferowywania środków i działania na niekorzyść członków OFE". "Inwestycje mogą przecież być nietrafione, mogą być spowodowane decyzjami politycznymi dot. tego, w co należy inwestować, mogą jedynie de iure uwzględniać interesy członków OFE" - argumentował ekspert.

Jego zdaniem propozycje zmian są też efektem nacisku Komisji Europejskiej, która nie uwzględnia inwestowania naszych składek w OFE jako redukujących zobowiązania państwa. "Przeciwnie, traktuje je jako wydatek państwa. To powoduje, że państwo ma preferencje w kierunku likwidacji OFE i załatwiania naszymi składkami aktualnej dziury budżetowej. A nie racjonalnego materialnego zabezpieczenia wypłat emerytalnych, co gwarantuje system OFE" - przekonywał Cezary Mech.

"KE traktuje zobowiązania systemu emerytalnego bardzo elastycznie. Likwidacja OFE spowoduje, że w razie jakiegoś kryzysu emerytury będzie można obciąć np. o 30 proc., tak jak w Grecji. Podczas gdy emerytury z OFE są wypłacane w całości. To bardzo niekorzystne rozwiązania dla przyszłych emerytów" - przestrzegał.

Jak podkreślił, "rozmontowanie obecnego systemu może prowadzić np. do systemu kanadyjskiego, w którym nie ma powiązania między odłożonymi składkami, a uzyskiwanymi emeryturami, które są pochodną możliwości opodatkowania społeczeństwa". "Wtedy przyszłe świadczenia emerytalne nie będą uwzględniały, ile kto zgromadził środków. W praktyce będzie to oznaczało coraz nisze świadczenia wraz z pogarszaniem się sytuacji demograficznej Polski. System kanadyjski oznaczałby, że wszyscy uczestnicy będą starali się uciec od składek, które utraciłyby walor oszczędności emerytalnych, stając się podatkiem zawyżającym koszty pracy. Z drugiej strony wpływowe grupy przyszłych emerytów będą dążyły do posiadania specjalnych przywilejów emerytalnych. Oczywiście kosztem reszty społeczeństwa. Takich jakie teraz mają sędziowie, prokuratorzy, służby mundurowe i górnicy" - zaznaczył.

Dodatkowo - w ocenie Cezarego Mecha - Komisja Europejska zdaje sobie sprawę z tego, że zmiany demograficzne w Polsce powodują, że relacja między liczbą pracujących a liczbą emerytów w najbliższych dziesięcioleciach pogorszy się aż trzy i półkrotnie. "To oznacza, że cały system finansowy pozbawiony aktywów i mający olbrzymie zobowiązania, będzie pod olbrzymią presją wypłacalności. Zdając sobie sprawę z tych zagrożeń, KE nie uwzględnia w ramach deficytu finansów publicznych narastającego długu w systemie emerytalnym, a w efekcie skok na OFE uznała za zmniejszenie problemu związanego z koniecznością wypłaty obiecanych świadczeń" - tłumaczył.

Jeśli chodzi o korzyści dla MF to, zdaniem eksperta, "teoretyczny interes rządu jest taki, by przejmować te środki łatając dziury budżetowe". "Planowane jest przekazanie 75 proc. z nich do instytucji finansowych, które będą mogły nimi dysponować na zasadzie +róbta co chceta+, a 25 proc. przejdzie do Funduszu Rezerwy Demograficznej. To taki kolejny skok na OFE, który da państwu 40 mld zł buforu. W praktyce oznacza to, że jeśli państwo nie będzie miało środków, to będzie mogło nie dopłacać do ZUS-u z budżetu przez jakiś okres, tylko na wypłatę bieżących emerytur będzie mogło korzystać ze środków z FRD. Wtedy można będzie pokazać UE, że ma się mniejszy deficyt, poniżej 3 proc. PKB" - wyjaśnił.

"Złudny interes tych, którzy mają środki w OFE polega natomiast na tym, że środki zgromadzone na IKZE będą mogli wycofać po 65. roku życia i przy okazji zapłacą tylko 10 proc. podatku. Podczas gdy w dotychczasowym systemie środki wpłacane na OFE i ZUS nie podlegały składkom i nie były opodatkowane. Natomiast wypłacane emerytury są opodatkowane podatkiem PIT, który dla ogromnej większości podatników wynosi 18 proc. Autorzy nowych rozwiązań zachęcają więc przyszłych emerytów tym, że nie będą płacić PIT-u, tylko ryczałtowy 10-proc. podatek" - kontynuował Cezary Mech.

"Dlaczego będzie to złudny zysk? Dlatego, że nieefektywność instytucji zarządzających IKZE może spowodować, że strata przyszłych emerytów będzie większa niż różnica między PIT-em a 10-proc. podatkiem. Jeśli środki będą źle zarządzane, to one nie przyniosą zysków i może się okazać, że nawet wyżej opodatkowana emerytura z OFE byłaby wyższa niż świadczenie z IKZE" - wskazał.

"Oczywiście całość planowanych zmian jest bardzo niekorzystna społecznie - dla gospodarki, rynku kapitałowego i przyszłych emerytów" - przekonywał.

Jak dodał, "ten cały transfer jest przesłonięty pomysłem wprowadzenia pracowniczych programów kapitałowych". "W praktyce oznacza to wprowadzenie dodatkowej obowiązkowej składki w wysokości 4 pkt. proc. Na pracownika przypadnie z tego 2 proc., na pracodawcę 1,5 proc., a 0,5 proc. na fundusz pracy. Te znaczące dodatkowe obciążenia mają zasilić rynek kapitałowy i instytucje tam funkcjonujące na skalę 12-18 mld zł rocznie, w tym 4-6 mld zł ma zasilić giełdę zwijającą się z powodu odpływu środków OFE" - tłumaczył.

"Mimo nałożenia nowych obciążeń, majątkowe zabezpieczenie świadczeń emerytalnych i tak spadnie dwukrotnie, gdyż pierwotna składka do OFE wynosiła 7,3 proc. Generalnie w wyniku lobbingu całość operacji ma spowodować zwiększenie składki wpływającej do ZUS, zaś instytucje finansowe mają być beneficjentami dodatkowych obciążeń, które, tak jak resztówka OFE, będą zarządzane w instytucjach praktycznie nienadzorowanych, co jest przewrotnie usprawiedliwiane przez PFR większą +możliwością wyboru strategii+” - mówił.

I kontynuował: "Moim zdaniem jest duże prawdopodobieństwo, że ta część reformy nie wejdzie w życie, ponieważ będzie wywoływała takie same protesty - tak ze strony pracowników, jak i pracodawców - jak jednolita danina, z wprowadzenia której ostatecznie rząd się wycofał".

W ocenie eksperta zamiast wprowadzania opisanego rozwiązania, należałoby szeroko rozpropagować obecnie funkcjonujące pracownicze programy emerytalne. "Poza tym pracodawcy i pracownicy powinni mieć możliwość dodatkowego składkowania w OFE. Należałoby raczej skorzystać z diagnozy jak i rekomendacji zawartych w raportach UNFE +Bezpieczeństwo dzięki konkurencji+, +Bezpieczeństwo dzięki zapobiegliwości+, +Bezpieczeństwo dzięki emeryturze+. Odbudować nadzór emerytalny, przywrócić odpowiedzialność zarządzających w postaci Minimalnej Stopy Zwrotu i wrócić do wynegocjowanego w traktacie akcesyjnym - osobiście uczestniczyłem w tych ustaleniach - odrębnego traktowania OFE. Po co wyważać otwarte drzwi i zamiast leczyć chorą rękę, ją amputować?" - pytał Mech.

Zapytany, czy przejęcie nadzoru nad Funduszem Rezerwy Demograficznej przez PFR to dobry pomysł, zaprzeczył. Jak podkreślił, "z dotychczasowych doświadczeń widać wyraźnie, że PFR może mieć różne nieefektywne pomysły wykorzystania tych środków, jak np. budowanie przekopu przez Mierzeję Wiślaną, czy tzw. polonizację różnych sektorów". "Więc niech PFR wypuszcza obligacje pod swoje pomysły, a zabezpieczenie emerytalne powinno być oceniane z punktu widzenia interesów przyszłych emerytów, powinno więc dążyć do tego, by mieć maksymalny zwrot, jak największe zyski, a nie powinno być obarczone ryzykiem ponoszenia skutków błędnych decyzji politycznych" - konkludował.