Polska branża cementowa cieszy się ze spodziewanego ożywienia. I martwi nowymi przepisami unijnymi.
Jak wyliczył Andrzej Ptak, prezes Grupy Ożarów, branża cementowa w Polsce każdego roku odprowadza do państwowej kasy w formie podatków od 1,5 do 1,7 mld zł. Zdarzają się gminy, którym cementownie zapewniają nawet do 50 proc. wpływów budżetowych. Takimi „cementowymi” samorządami są m.in. Ożarów, Małogoszcz, Gogolin i Sitkówka-Nowiny.
Murowany interes na horyzoncie
W minionym roku, według wstępnych szacunków, sprzedano w Polsce 15,7 mln ton cementu – mniej więcej tyle samo, co rok wcześniej. To niewiele w porównaniu z boomem z 2011 r., kiedy nabywców znalazło prawie 19 mln ton. To również daleko od wykorzystania pełnych mocy produkcyjnych branży.
Mniejsze zapotrzebowanie wynika m.in. ze zbiegnięcia się dwóch perspektyw UE oraz wstrzymania przetargów w drogownictwie i kolejnictwie.
Branża cementowa przyszłość widzi jednak w bardziej różowych barwach. Rynkowe prognozy zakładają kilkuprocentowy roczny wzrost popytu co najmniej do 2021 r. – W tym roku produkcja powinna przekroczyć 16 mln ton, a rok później 17 mln ton. Sprzyjać temu powinny rozpoczynające się inwestycje finansowane z obecnej perspektywy UE i programy rządowe, na przykład „Mieszkanie+” – ocenia Bohdan Wyżnikiewicz z Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych.
Profesor Jan Deja z Akademii Górniczo-Hutniczej szacuje, że popyt na cement kreują w ok. 30 proc. inwestycje w infrastrukturę, te kubaturowe (np. biura i magazyny) w ponad 25 proc., a mieszkaniówka w ponad 15 proc.
– Od kilku lat znaczącym zamawiającym są firmy energetyczne inwestujące na przykład w budowę nowych bloków w Elektrowni Opole – zauważa prof. Deja.
Czarne chmury dwutlenku węgla
Prezes Lafarge Cement Federico Tonetti stawia na rozwój budownictwa mieszkaniowego, bo z danych Eurostatu wynika, że w Polsce mamy 350 mieszkań na tysiąc mieszkańców, czyli mniej niż np. w Czechach i na Węgrzech.
Większy popyt zgłosi też zapewne Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, która do 2023 r. zapowiada budowę 810 km autostrad i dróg ekspresowych z nawierzchniami betonowymi. W takiej technologii powstanie m.in. A1 między Pyrzowicami i Piotrkowem Trybunalskim, znaczne fragmenty S17 między Warszawą i Lublinem oraz S2 w tunelu na Południowej Obwodnicy Warszawy.
To dobre wiadomości dla branży, ale na horyzoncie zbierają się też czarne chmury. Cementownie obawiają się, że w perspektywie dwóch lat będą zmuszone skupować znaczne ilości uprawnień do emisji CO2 w ramach Europejskiego Systemu Handlu Emisjami.
– Emisja dwutlenku węgla to istotny czynnik kosztotwórczy, który ma wpływ na nasze decyzje biznesowe – mówi Ernest Jelito, prezes Górażdże Cement.
Branża obawia się nasilenia importu taniego cementu ze Wschodu, zwłaszcza z Białorusi i Ukrainy, które nie są objęte unijnymi regulacjami dotyczącymi ochrony klimatu.
Dzisiaj tona cementu – bez transportu – kosztuje ponad 300 zł. Producenci muszą doliczać do tego ok. 6 euro z tytułu obciążeń związanych z emisją CO2. Byłyby one znacznie większe, gdyby UE wykreśliła przemysł cementowy z listy sektorów zagrożonych wyciekiem emisji (ang. carbon leakage). Wtedy do każdej tony trzeba by dołożyć po 20–30 euro.
Bruksela mówi cementowniom „nie”
Bruksela ma takie zakusy, uzasadniając je koniecznością ochrony klimatu. W marcu 2017 r. przy zaangażowaniu polskich europosłów Parlament Europejski odrzucił projekt, który zakładał kupowanie przez cementownie 100 proc. pozwoleń na emisję CO2 do 2023 r.
– Nieprzemyślana polityka klimatyczna może doprowadzić do wyprowadzenia przemysłu cementowego poza granice UE, do naszych sąsiadów – uważa Ernest Jelito z Górażdże.
Dzisiaj import cementu ze Wschodu (głównie z Białorusi) to 300 tys. ton rocznie, głównie w regionach przygranicznych. Ale wraz ze wzrostem kosztów polskich producentów to zjawisko może się nasilić.
Według Stowarzyszenia Producentów Cementu (SPC) cementownie są dziś jedynym sektorem przemysłu w Polsce wykorzystującym paliwa alternatywne na bazie odpadów komunalnych (tzw. RDF). Dziś zużywają one 1,4 mln ton paliw alternatywnych, z czego około miliona ton to frakcje komunalne. Branża ubiega się o to, by taka energia ze współspalania odpadów była zaklasyfikowana jako odnawialna, a przez to wyłączona z ETS. Na to jednak nie ma zgody Brukseli.
Największymi producentami cementu w Polsce są Lafarge i Górażdże (obie po ponad 20 proc. udziałów w rynku) oraz Ożarów mający prawie 18 proc. Kolejne miejsca zajmują Cemex Polska, Cementownia Warta, Dyckerhoff Polska, Cementownia Odra i Cementownia Kraków-Nowa Huta. Według SPC właściciele wytwórni cementu w Polsce zainwestowali w nie w ciągu ostatnich 20 lat prawie 10 mld zł. Pełne moce produkcyjne to 24 mln ton cementu rocznie.
Światowa produkcja cementu to 4,6 mld ton, z czego ponad połowa przypada na Chiny, w których nie obowiązują ograniczenia klimatyczne związane z emisją CO2.