Ze wszystkich sondaży i badań płynie wniosek, że podatnicy najbardziej cenią sobie stabilność systemu i regulacji podatkowych (bardziej nawet niż ich klarowność czy – wydawałoby się najważniejszą – wysokość danin).
Nigdy nie była ona jednak mocną stroną naszego ustawodawstwa fiskalnego. Przeciwnie: niestabilność jest jego cechą charakterystyczną i nie wynika to, niestety, tylko ze zmian, które niesie życie gospodarcze. Znajduje to wymowny wyraz w rozmaitych zestawieniach liczby i objętości „produkowanych” w ciągu roku aktów prawnych, które mają czynić nasz system podatkowy lepszym, lecz rzadko osiągają swój cel i często same szybko wymagają poprawek. Na razie o zerwaniu z tą tradycją nie ma mowy.
Ubiegły rok również stał pod znakiem bardzo wielu, często głębokich, zmian w ustawach, w tym o VAT, CIT i oczywiście w ordynacji, włącznie z reorganizacją urzędów i izb skarbowych oraz utworzeniem Krajowej Administracji Skarbowej, która właśnie zaczęła działalność. Czy te zmiany spełnią wreszcie oczekiwania i uczynią – przynajmniej w dłuższej perspektywie – system bardziej przewidywalnym? Dobrze by było, ale nie takie były intencje ustawodawcy. Zasadniczą sprawą było bowiem uszczelnienie podatków (skądinąd potrzebne nie tylko fiskusowi, ale i uczciwie działającym przedsiębiorstwom) i tym samym zwiększenie wpływów do budżetu. Potencjalnie oznaczać to może większą liczbę sporów z podatnikami, także tymi, którym specjalnie nic zarzucić nie można.
T o jednak co dla nich nie jest zbyt dobrą wiadomością, nie musi bynajmniej martwić doradców podatkowych. Taka jest logika tego biznesu. Wydaje się, że panuje w nim dobra koniunktura, a i perspektywy jak na razie są dobre. Tylko może relacje z fiskusem trochę gorsze...