16 proc. gospodarstw domowych sprawdza szczelność butli gazowych za pomocą zapałek lub zapalniczek. 10 proc. nie sprawdza wcale.
Takie są wyniki raportu „Użytkownicy gazu w butlach – postawy i zachowania związane z bezpieczeństwem”, przygotowanego przez firmę AmeriGas. Ankieta to część rozpoczynającej się ogólnopolskiej kampanii edukacyjnej pod patronatem Polskiej Organizacji Gazu Płynnego. W ramach akcji postanowiono sprawdzić, jak Polacy obchodzą się z butlami gazowymi. W tym celu z losowej grupy 1330 gospodarstw domowych wyselekcjonowano te, w których używany jest gaz w butlach (co dało ostatecznie 500 użytkowników).
Mniej więcej jedna trzecia respondentów dostrzega niebezpieczeństwo związane z eksploatacją butli gazowych (groźba wybuchu, pożaru, ulatnianie się gazu, groźba zatrucia). Większość – 64 proc. – takiego zagrożenia nie dostrzega.
Dużo bardziej zastanawiające jest to, w jaki sposób Polacy się z tymi butlami obchodzą. Aż 16 proc. ankietowanych przyznało, że szczelność podłączenia butli gazowej sprawdza za pomocą... zapalniczki lub zapałki.
Choć producenci butli zabraniają takich praktyk, to nie brakuje np. opinii, że nic złego stać się nie może, gdyż w butli ciśnienie jest większe niż na zewnątrz, w związku z czym nie ma możliwości zassania ognia do jej wnętrza i spowodowania wybuchu (potrzebny jest jeszcze kontakt z tlenem).
Eksperci przestrzegają przed takim podejściem. – Taka metoda jest absolutnie niedopuszczalna – mówi inż. Dariusz Olcen, instruktor z zakresu gaszenia pożarów wewnętrznych i biegły sądowy z dziedziny pożarnictwa. – Owszem, sama butla nie wybuchnie, co nie znaczy, że nie stanie się to z mieszaniną gazu z powietrzem, bo ten już zdążył się nagromadzić w pomieszczeniu wskutek powstałej nieszczelności – wyjaśnia i dodaje, że konsekwencją wywołanego pożaru może być podgrzanie butli z gazem, a następnie jej wybuch.
Polacy o gazie / Dziennik Gazeta Prawna
Jak wynika z badania – niemal co dziesiąty użytkownik butli gazowej nawet nie zadaje sobie trudu, by sprawdzić stan szczelności instalacji. Jeśli już, to najbardziej popularną metodą jest sprawdzanie na węch i słuch (37 proc.).
Zdaniem ekspertów problemu braku dostatecznej wiedzy Polaków o obchodzeniu się z gazem nie należy trywializować. Z danych GUS wynika, że blisko 4,35 mln gospodarstw domowych w naszym kraju korzysta z butli gazowych. Oznacza to, że są one źródłem energii cieplnej w co trzecim polskim domu.
Straż pożarna nie dysponuje danymi dotyczącymi wypadków z udziałem butli gazowych. – W ubiegłym roku mieliśmy do czynienia z 126 tys. różnych pożarów, w których zginęło 488 osób. To najmniejsza liczba ofiar od ponad 11 lat, ale wciąż dużo za dużo – ocenia st. bryg. Paweł Frątczak, rzecznik Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej. Sporo z nich to zdarzenia, które są związane z dogrzewaniem mieszkań.
Z danych Instytutu Monitorowania Mediów wynika, że w samym 2016 r. prasa i telewizja informowały o 150 wypadkach z udziałem butli gazowych. Zginęły w nich 23 osoby, a 160 odniosło obrażenia. – Wypadki te w zdecydowanej większości były następstwem niewłaściwej eksploatacji lub złego stanu technicznego butli i instalacji gazowych – twierdzą autorzy raportu.
Ostatni wypadek, o którym było głośno w mediach, miał miejsce w połowie lutego. W miejscowości Grodków w woj. opolskim nastąpił wybuch w kamienicy. W efekcie dwie osoby zostały ranne, a kilkanaście straciło dach nad głową (budynek grozi zawaleniem). – Prawdopodobną przyczyną zdarzenia było nieprawidłowe podłączenie kuchenki do butli z gazem – podali strażacy.
Jak w takim razie bezpiecznie sprawdzić, czy połączenie z butlą gazową jest szczelne? Eksperci zalecają, aby użyć w tym celu mydlin (wystąpienie pęcherzyków powietrza świadczy o wycieku gazu) lub specjalnej pianki.
Polacy nie do końca też zwykli dmuchać na zimne. Tylko co piąty ankietowany zapewnił, że jego dom lub mieszkanie są ubezpieczone od szkód powstałych w wyniku wybuchu butli gazowej. Niemal jedna trzecia nie ma tego uwzględnionego w zakresie ubezpieczenia. Autorzy badania zaznaczają jednak, że prawdopodobnie odsetek ubezpieczonych okazałby się większy, gdyby część osób udzielających odpowiedzi „nie wiem” sprawdziła treść swoich polis ubezpieczeniowych.