Teleoperatorzy szykują się do blokowania hazardowych stron WWW. Choć przepisy wchodzą w życie 1 kwietnia, dostaną trzy dodatkowe miesiące na ich wdrożenie.
Udziały rynkowe głównych e-bukmacherów (według ruchu) w Polsce / Dziennik Gazeta Prawna
Ministerstwo Finansów rozesłało operatorom dostarczającym internet do konsultacji specyfikację techniczną systemu teleinformatycznego dla kontrowersyjnego Rejestru Domen Służących do Oferowania Gier Hazardowych Niezgodnie z Ustawą. Mówiąc prościej, chodzi o szczegółowe wytyczne, w jaki sposób mają wdrożyć blokady stron oferujących nielegalnie e-hazard.
To właśnie telekomy obciąży obowiązek unieruchamiania stron widniejących w wykazie, który będzie publikować i uzupełniać resort finansów. Co więcej, za niezablokowanie w ciągu 48 godzin każdej witryny, która pojawi się w rejestrze, operatorowi będzie groziło 250 tys. zł kary. To mniej niż początkowo przewidywał projekt ustawy zakładający kary w wysokości aż 500 tys. zł.
Oficjalnie operatorzy nie chcą jeszcze wypowiadać się w sprawie specyfikacji. Nieoficjalnie potwierdzają jednak, że przygotowują się do uruchamiania blokad. – Technicznie to nie będzie trudne zadanie, ale wymaga przećwiczenia. Wykaz witryn do zablokowania może się zmieniać, a więc musimy mieć opracowany model działania. Założenie jest takie, że każdy przedsiębiorca telekomunikacyjny ma mieć możliwość automatycznego „zassania” danych z MF do swego systemu i wprowadzenia blokady. Zapewne na początku będzie to działało podobnie jak było w przypadku systemu do przenoszenia numerów, czyli na bazie danych z Excela, ale z czasem będziemy chcieli opracować narzędzia automatycznie doprowadzające do blokad – mówi przedstawiciel jednej z dużych firm telekomunikacyjnych.
– Największym problemem może się stać kontrola wpisów i weryfikacja ewentualnych błędów, których operator nie ma w swoich obowiązkach. Obawiamy się, że ewentualne błędy w rejestrze mogą w konsekwencji spowodować błędy w blokowaniu, wynikające z problemów z danymi wyjściowymi – twierdzi Ewa Sankowska-Sieniek z Play i dodaje, że kolejną sprawą, na którą należy zwrócić uwagę, jest bezpieczeństwo rejestru, który może stać się atrakcyjnym kąskiem dla hakerów.
Stąd też trzymiesięczny okres przejściowy gwarantowany przez MF. – Ale jako że ten obowiązek ma objąć wszystkich dostawców włącznie z małymi osiedlowymi firmami, a w rejestrze mają być nie tylko bukmacherzy z domeną .pl, ale także oferujący hazard w języku polskim i próbujący reklamować się w Polsce z zagranicy, to zadanie wcale nie musi być proste – ocenia prawnik Olgier Rudak, autor bloga o prawie nowych technologii Lege Artis.
Co więcej, zablokowanie hazardowych witryn niekoniecznie może oznaczać, że polscy gracze faktycznie będą mieli zamknięty dostęp do hazardu bez polskiej koncesji. – Ludzie już potrafią zmieniać ustawienia swoich serwerów, tak by wydawało się, że korzystają z internetu za granicą, mogą korzystać z serwerów proxy, które także „oszukują” i pozwalają obchodzić tego typu blokady. Nie mówiąc już o tym, że i sami dostawcy e-hazardu także mogą regularnie zmieniać swój hosting, by torpedować blokady – wymienia możliwe obejścia planowanego rejestru Rudak.
Trudniejsze do obejścia – i zapewne bardziej odstraszające dla graczy – będzie wprowadzane również nową ustawą zablokowanie płatności online od niezarejestrowanych w Polsce firm do polskich użytkowników.
Michał Kopeć, ekspert ds. międzynarodowego rynku hazardu z firmy analitycznej Better Collective, ocenia, że ustawa hazardowa wprowadzi spore zmiany na rynku hazardu online. – Ale niekoniecznie wywoła je rejestr domen czy nawet blokady płatności dla graczy od serwisów niezarejestrowanych w Polsce. Owszem, obie formuły walki z nielegalnym hazardem zapewne zadziałają, ale decydujące znaczenie będą miały decyzje biznesowe firm oferujących hazard online – tłumaczy i dodaje, że część spółek, które działają na rynku brytyjskim albo starają się o tamtejsze licencje, musi udokumentować źródło przychodu przekraczające 5 proc. ogólnego zysku firmy. – A więc jeżeli bukmacher przekracza ten próg wynikami z Polski, to po wejściu ustawy, która została ratyfikowana przez Komisję Europejską, a więc obowiązuje w całej Europie, nie będzie chciał ryzykować utraty angielskiej licencji. Stąd będą zapadały dwa rodzaje decyzji: albo o rezygnacji z Polski, tak jak właśnie zdecydował serwis Pinnacle, albo o wystąpieniu o polską koncesję i zalegalizowaniu u nas działalności – dodaje Kopeć.
W jego ocenie w efekcie 70–80 proc. nielegalnego rynku e-bukmacherów przestanie istnieć. – Pozostałe góra 30 proc. to będą firmy z licencjami spoza Unii Europejskiej i to ich witryny zgodnie z nowym prawem będą podlegały blokowaniu – mówi.
Takie właśnie efekty przyniosło wprowadzenie podobnego rejestru w Czechach. Tam prawo zmieniło się 1 stycznia i już widać drastyczny spadek nielegalnych serwisów hazardowych.