Piramida finansowa, w której rozpłynęło się 50 mld dol., nie schodzi z łamów prasy. Bernard Madoff, jej twórca, przebywa w areszcie domowym, a rzesze poszkodowanych, media i analitycy zastanawiają się, gdzie są pieniądze.
Liczba poszkodowanych, czyli tych, którzy uwierzyli, że bez względu na koniunkturę giełdową można osiągać kilkunastoprocentowe roczne zyski z inwestycji, rośnie praktycznie co dnia.
Lista instytucji i dużych indywidualnych inwestorów, takich jak reżyser Steven Spielberg, producent filmowy Jeffrey Katzenberg, magnat na rynku nieruchomości Edward Blumenfeld czy wydawca Mortimer Zuckerman, obejmuje ponad 80 pozycji.
Ogólna liczba poszkodowanych jest dużo większa, bo pieniądze w zbudowanej przez Madoffa machinie finansowej lokowali np. członkowie żydowskich klubów działających w USA, a także indywidualni inwestorzy z Hiszpanii. Robili to, inwestując zazwyczaj pośrednio, przez fundusze, które lokowały pieniądze w piramidzie znanej jako Bernard L. Madoff Investment Securities.
- W czasach swobodnego przepływu kapitału, gdy pieniądze nie znają granic, także szwindle są globalne - zauważają zachodni komentatorzy i podkreślają, że przez lata nikt nie interesował się metodami działania piramidy, mimo że - jak dziś twierdzą media - już od jakiegoś czasu pojawiały się sygnały ostrzegawcze.
Na inwestycjach w Bernard L. Madoff Investment Securities ucierpiały finansowo znane banki - m.in. HSBC, Fortis, UniCredit, Santander - liczne amerykańskie organizacje charytatywne, zwłaszcza żydowskie, jak również inwestorzy arabscy.
Ucierpiała też reputacja banków, które lokowały pieniądze swoich klientów w piramidzie Bernarda Madoffa.
- Jeśli w pełni nie rozumiesz instrumentu, w który chcesz zainwestować, nie kupuj go - tę wypowiedź prezesa banku Santander cytują media i podkreślają, że gdy bank zdobywał nagrody, wykupywał całostronicowe ogłoszenia. Dziś bank twierdzi, że nie będzie kompensował swoim klientom szkód związanych z piramidą Madoffa. Klienci Santander stracili 3,3 mld dol.
Madoff swą działalność na rynku finansowym zaczął w 1960 roku, uruchamiając niewielką firmę handlującą akcjami. Specjalizował się w obrocie papierami na rynku pozagiełdowym. Miał 22 lata i dyplom małego uniwersytetu Hofstra na przedmieściach Nowego Jorku.
W połowie lat 70. XX wieku był pionierem elektronicznego handlu akcjami. W 1990 roku został członkiem władz Nasdaq, amerykańskiej elektronicznej giełdy papierów wartościowych.
Choć w Nowym Jorku miał apartament kupiony w 1990 roku za ponad 3,3 mln dol., a w Palm Beach rezydencję, na którą wydał 9,4 mln dol., jego nazwisko nie było powszechnie znane, a on sam nie był gwiazdą finansowego świata.
Budował swą reputację wśród społeczności żydowskiej, wśród organizacji charytatywnych i fundacji, a także - poprzez pośredników - w świecie finansów. Zaufanie do niego było tak duże, że byli współpracownicy pozostawiali swe pieniądze w jego funduszach. I tak jak inni, 11 grudnia zrozumieli, że wiele stracili.
Po ujawnieniu skandalu w szoku byli wszyscy. Wielu nagle pozostało bez grosza. W Palm Beach, skąd pochodziło wielu klientów Madoffa, zaroiło się od ofert sprzedaży domów i jachtów. Szukano nabywców biżuterii.
Zaufali Bernardowi Madoffowi i stracili / DGP