- W górnictwie wszystko robi się na odwrót, pokazując, jak nie należy zarządzać tą branżą. Celem jest oddanie nad nią kontroli przez zadłużenie u zagranicznych wierzycieli - uważa Krzysztof Tytko, górniczy ekspert, współzałożyciel spółdzielni KWK Wspólnota.
Krzysztof Tytko, górniczy ekspert, współzałożyciel spółdzielni KWK Wspólnota, która ze spółdzielnią KWK Makoszowy chce przejąć należącą do Jastrzębskiej Spółki Węglowej i przeznaczoną do likwidacji kopalnię Krupiński w Suszcu / Dziennik Gazeta Prawna
Dlaczego pana zdaniem z tych kopalń, których zamknięcie rząd zadeklarował w Brukseli, akurat Krupiński jest decyzyjną pomyłką?
W tej kopalni są bogate zasoby węgla koksowego hard 35, najdroższego i najbardziej pożądanego na rynku. Jego cena jest dwa razy wyższa niż tego, który obecnie jest tam wydobywany. Poza tym jakość i grubość nowego pokładu pozwoliłaby na podwojenie wydobycia. Dzisiaj Krupiński produkuje rocznie ok. 4 mln ton, z czego 1,8 mln to węgiel handlowy, a reszta kamień. Za trzy lata mógłby produkować ok. 4 mln ton samego węgla. Średnia cena tony surowca uzyskana w 2016 r. wynosiła ok. 200 zł przy kosztach produkcji na poziomie ok. 255 zł. Przy inwestycji w pokład 405 z węglem hard 35 cena uzyskana za tonę w najgorszym razie wyniosłaby 400 zł. A koszty byłyby nawet niższe. W najbardziej pesymistycznym scenariuszu roczny zysk kopalni wynosiłby 300 mln zł netto.
Skoro recepta jest taka prosta, to czemu jeszcze nikt jej nie zrealizował? Kopalnia przyniosła 900 mln zł strat w ostatniej dekadzie.
Bo w górnictwie wszystko robi się na odwrót, pokazując, jak nie należy zarządzać tą branżą. Celem jest oddanie nad nią kontroli przez zadłużenie u zagranicznych wierzycieli. Roboty udostępniające, zamiast na południe, w kierunku najcenniejszego pokładu 405, poszły na północ w kierunku najgorszych pokładów i mającej powstać kopalni Silesian Coal, reprezentowanej przez byłego ministra ds. górnictwa, Jerzego Markowskiego. Nie chcę snuć teorii spiskowych, ale ułatwiłoby to życie niemieckiej spółce, która stara się o dzierżawę infrastruktury Krupińskiego, planując w sąsiedztwie budowę swojej kopalni. Na ostatnim posiedzeniu Wojewódzkiej Rady Dialogu Społecznego wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski powiedział do strony społecznej, że jak jest pewna rentowności Krupińskiego, to niech go sobie weźmie na własną odpowiedzialność. No to pozwólcie nam na przejęcie.
Skąd weźmiecie niezbędne 300–400 mln zł, by udostępnić złoża węgla koksowego?
Potrzebny jest nowy biznesplan. By powstał, w zespole musi być ktoś z resortu energii, rady nadzorczej JSW i zarządu. Tak, by go uwiarygodnić w oczach potencjalnych inwestorów. A zainteresowania takim pomysłem ze strony resortu nie ma. Mamy wstępnie wszystko policzone, dokument ostateczny jesteśmy w stanie przedstawić w ciągu dwóch tygodni, jeśli tylko dostaniemy zielone światło i pozwolenie na zrobienie audytu. Rozmawiamy już z prywatnymi dużymi firmami z polskim kapitałem. Chcemy przejąć kopalnię za złotówkę. Oddając ją nam, rząd nie będzie musiał ponosić kosztu likwidacji szacowanego na ok. 400 mln zł.
Chce pan powiedzieć, że rząd zamierza zarżnąć kurę mogącą znosić złote jaja?
Rządy wszystkich opcji politycznych zarzynają kurę mogącą znosić złote jaja, by w przyszłości znosiła je dla kapitału zagranicznego. Niech mają odwagę stanąć po drugiej stronie i z nami dyskutować, jeśli uważają, że nie mamy racji. To, że zamykana jest ta, a nie inna kopalnia, to w dużej mierze decyzja polityczna, a nie ekonomiczna. W Polsce są znacznie gorsze zakłady.
Chcemy rozmawiać o przyszłości Krupińskiego z najbogatszymi Polakami w kraju i za granicą. Można posłać kopalnię na giełdę i tam pozyskać środki na inwestycje, ale przygotowanie prospektu emisyjnego dla tej transakcji mogłoby trwać za długo. OFE mają pieniądze, z których w przyszłości można by skorzystać. Projektem zainteresowani byliby nawet Chińczycy, ale nam zależy, by kopalnia pozostała w polskich rękach. Po to założyliśmy Komitet Obywatelski Obrony Polskich Zasobów Naturalnych. Jesteśmy jednak spółdzielnią, a to dla inwestora ryzyko, bo co z tego, że będzie miał 50 proc. udziałów, jak głos będzie miał jeden, jak każdy górnik, który będzie członkiem spółdzielni? Dlatego szukamy optymalnego scenariusza.
A może zamiast ratować nierentowną kopalnię, warto byłoby się zastanowić po prostu nad budową nowej?
Budowa nowego zakładu jest fikcją odwracającą uwagę opinii publicznej od technologii podziemnego zgazowania węgla. Dzięki temu można uzyskać więcej energii z czarnego złota. W Polsce słyszymy, że to pieśń przyszłości, że pilotaż. Tymczasem Chińczycy i Australijczycy mają już kilkanaście takich instalacji. Może kierownictwo resortu energii powinno pojechać do tych krajów i obejrzeć, jak to funkcjonuje?
W Polsce z powodzeniem testowaliśmy podziemne zgazowanie węgla w kopalni Wieczorek. Jednak na dalsze prace nie było dofinansowania z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. To dziwne, skoro na gaz łupkowy czy nieistniejący atom znajdowały się miliardy. W Polsce do głębokości 1200 m mamy 50 mld ton węgla, z których możemy wyeksploatować 15 proc. metodą tradycyjną. Na głębokości 5–6 tys. m mamy nawet 500 mld ton węgla, który dzięki zgazowaniu dałoby się wykorzystać w 80 proc. Jeśli doliczymy do tego m.in. obniżenie emisji CO2, którego wymaga od nas UE, oraz znaczny wzrost sprawności wynikający z generacji prądu w silnikach lub turbinach gazowych w kogeneracji z ciepłem, to chyba gra jest warta świeczki?