Całkowity zakaz stosowania w zabawkach substancji rakotwórczych przewiduje przyjęta w czwartek przez Parlament Europejski dyrektywa, wzmacniająca unijne przepisy o bezpieczeństwie sprzedawanych w UE zabawek.

Przyjęte przepisy już wcześniej uzgodniono z krajami członkowskimi, by dojść do porozumienia w sprawie nowej dyrektywy w pierwszym czytaniu przed końcem roku. Dzięki temu przepisy wejdą wkrótce w życie, co Komisja Europejska uznała za "bardzo dobrą wiadomość" przed świętami Bożego Narodzenia.

Zdaniem unijnego komisarza ds. przemysłu Guentera Verheugena "europejscy konsumenci będą teraz pewni, że zabawki sprzedawane w UE spełniają najwyższe standardy bezpieczeństwa na świecie".

Komisja Europejska przedstawiła na początku roku propozycję nowelizacji obecnej, liczącej 20 lat dyrektywy, w reakcji na kilka głośnych przypadków wykrycia toksycznych albo wadliwie skonstruowanych zabawek produkowanych w Chinach czy Meksyku przez koncern Mattel. Spowodowało to wycofanie z rynku milionów zabawek.

Całkowity zakaz stosowania substancji rakotwórczych

Nowelizacja wprowadza całkowity zakaz stosowania substancji rakotwórczych, zaburzających płodność i mutagennych w zabawkach dla dzieci poniżej 14 lat, a także zakazuje stosowania 55 substancji zapachowych powodujących uczulenia. Ponadto obniżone zostały dopuszczalne limity takich niebezpiecznych związków, jak ołów czy rtęć. Ograniczony został też dopuszczalny poziom dźwięku emitowanego przez zabawki.

Odpowiednie etykietowanie produktów ma zapobiec ryzyku połknięcia drobnych elementów (takich jak zabawki w popularnych jajkach- niespodziankach). Poza tym przewiduje się surowsze zasady kontroli bezpieczeństwa zabawek na unijnych granicach oraz większą odpowiedzialność importerów za sprowadzany przez nich towar.

Dyrektywa uniemożliwia częste dotąd omijanie prawa przez producentów, którzy z braku odpowiednich certyfikatów wypuszczali na rynek produkty opatrzone etykietą "nieodpowiednie dla dzieci poniżej 3. roku życia", choć były one ewidentnie przeznaczone dla niemowląt.

Projekt KE budził obawy europejskiej branży zabawkarskiej, protestującej przeciwko wprowadzeniu zbyt rygorystycznych norm. W Polsce firmy zatrudniające w sumie 10 tys. pracowników bały się m.in. forsowanego przez frakcję Zielonych kosztownego obowiązku certyfikacji zabawek przez niezależne placówki.

Ostatecznie zapis nie przeszedł, więc Zieloni, krytykujący dyrektywę za brak ambicji, głosowali przeciwko. Z osiągniętego "zrównoważonego" kompromisu zadowoleni byli natomiast przedstawiciele przemysłu zabawkarskiego.

Europejska konfederacja konsumentów BEUC uznała dyrektywę za krok w dobrym kierunku, ale niewystarczający. Wytknięte przez ekspertów braki to przede wszystkim zbyt dużo dopuszczalnych wyjątków w przepisach, które pozwolą producentom i importerom łatwo obejść prawo. Ponadto BEUC zakwestionował m.in. brak obowiązku zewnętrznej kontroli zabawek oraz brak zakazu niektórych potencjalnie szkodliwych substancji chemicznych.

Dyrektywa wejdzie w życie w przyszłym roku po publikacji w Dzienniku Urzędowym UE, ale producenci i importerzy będą mieli jeszcze dwa lata na sprzedaż zabawek zgodnych z normami, które obowiązują obecnie. W przypadku substancji chemicznych okres na wprowadzenie nowych norm ma wynosić cztery lata.