Amerykańscy, kanadyjscy i izraelscy dyplomaci apelują do polskich władz, by nie uchwalały „apteki dla aptekarza”. A sieci upierają się, że reprezentują rodzimy kapitał.
Apteczna rewolucja / Dziennik Gazeta Prawna
Rośnie temperatura sporu pomiędzy sieciami aptecznymi a indywidualnymi farmaceutami. Chodzi o projekt zmiany przepisów, które uderzą w tych pierwszych i tym samym działały będą na korzyść drugich. Najwięksi gracze na rynku postanowili właśnie sięgnąć po działo dużego kalibru: dyplomację światowych mocarstw.
Do przewodniczącego sejmowej komisji, która zajmie się w najbliższym czasie projektem „apteki dla aptekarza”, trafiło pismo prezesa Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Czytamy w nim, że zgłosili się do niego przedstawiciele ambasad USA, Izraela, Kanady oraz Litwy. Dyplomaci w imieniu firm ze swoich krajów prowadzących działalność w Polsce proszą, aby nie uchwalać procedowanego właśnie w Sejmie projektu ustawy o prawie farmaceutycznym.
To jednak nie wszystko. Z informacji PAIiIZ wynika, że wicepremier Mateusz Morawiecki podczas ostatniej wizyty w Izraelu spotkał się z lobbystami sieci aptecznych.„Uzgodniono, że strona rządowa podejmie działania mające na celu rozwiązanie podnoszonego problemu” – czytamy w piśmie prezesa agencji. I trzeba dodać, że wicepremier słowa dotrzymał. W ostatnich dniach stanowczo sprzeciwił się idei apteki dla aptekarza i wprowadzeniu limitu liczby placówek należących do jednego właściciela.
Sami się podłożyli?
– Niedźwiedzia przysługa – tak interwencję dyplomatów w sprawie sieci aptecznych komentuje rzecznik głównego inspektora farmaceutycznego Paweł Trzciński. Jego zdaniem dowodzi to, że narracja stosowana w ostatnich tygodniach przez przedstawicieli dużego biznesu (wmawiają, że są polskimi przedsiębiorcami i budują rodzimy kapitał) okazała się nieprawdziwa.
– Próba udowodnienia, że ambasador globalnego mocarstwa interweniuje w sprawie polskiej ustawy w interesie polskich przedsiębiorców mogłaby zasłużyć na Nagrodę Nobla. Na razie jednak pozostanę przy swoim stanowisku. A ono jest czytelne: rozwój sieci aptecznych nie sprzyja rodzimej gospodarce, lecz zagranicznej. Czego najlepszym dowodem jest właśnie interwencja ambasad – wtóruje rzecznikowi GIF wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej Marek Tomków.
Podobnie twierdzi Marcin Wiśniewski, założyciel Ruchu Aptekarzy Polskich. – Mam nadzieję, że dla parlamentarzystów kluczowa będzie suwerenność i interes Polski. Nie może być tak, że zagraniczni ambasadorzy wesprą obcy kapitał i przeforsują swoje postulaty – wskazuje. I ubolewa, że Mateusz Morawiecki spotkał się wyłącznie z jedną stroną sporu.
– My także chcieliśmy się spotkać z wicepremierem. Przedłożone przez niego stanowisko zawiera zaś wiele argumentów, które moim zdaniem są bezpodstawne – twierdzi Wiśniewski.
Co na to wszystko reprezentujący największe sieci działające w Polsce związek PharmaNET? „Ambasady zagranicznych krajów w Polsce w ramach swoich struktur posiadają wydziały polityczno-ekonomiczne, które zajmują się całokształtem zagadnień związanych z obustronnymi relacjami i zapewniają ochronę interesów zagranicznych przedsiębiorców działających w Polsce” – odpisała nam organizacja.
Ciekawa rola Amerykanów
Według PharmaNET rynek apteczny w 96 proc. należy do polskiego kapitału. Tyle że sami zagraniczni dyplomaci przypisują sobie w nim dwukrotnie większe udziały. Dowód? W stanowiskach przekazanych PAIiZ podali, że mają 8 proc. polskiego rynku.
– A przecież nie ma tu stanowisk cypryjskiego, portugalskiego czy holenderskiego. Gdy zsumujemy, okaże się, że do zagranicznych firm należy kilkanaście procent wszystkich aptek. A opinii publicznej mydli się oczy 4 proc. – komentuje Marek Tomków. Jego zdaniem szczególnie istotne może być to, że za działającymi u nas sieciami ujął się ambasador USA. Udział Amerykanów w naszym rynku jest bowiem rzeczywiście niewielki.
– Zwiastować to może, że prawdziwe przejęcia polskich aptek dopiero się szykują. Zainteresowany naszymi placówkami może być globalny gigant Walgreens Boots z siedzibą w Illinois – przypuszcza wiceprezes NRA.
Dlaczego znaczenie powinno mieć to, czy apteki w Polsce prowadzą rodzimi przedsiębiorcy, czy zagraniczni? Oprócz argumentów natury światopoglądowej chodzi o pieniądze. Jak kilka miesięcy temu ujawnił DGP, kontrolowane przez zagraniczny kapitał sieci w większości nie płacą w Polsce podatków. PharmaNET zaprzeczał naszym doniesieniom, lecz sprawie przyjrzał się resort finansów. Efekt? W 2015 r. aż 536 przedsiębiorców wykazało stratę. Cały CIT zebrany z rynku wartego ponad 30 mld zł wyniósł niewiele ponad 30 mln zł.
„Negatywne praktyki prowadzone w Polsce przez duże sieci aptek z kapitałem zagranicznym, skutkujące uchylaniem się od płacenia podatku dochodowego od osób prawnych, pozostają w zainteresowaniu służb skarbowych” – poinformowało wówczas ministerstwo. I zapowiedziało, że trwa analiza, jakie działania należy podjąć, aby przeciwdziałać patologii. Posłowie PiS wskazują, że właśnie jednym z nich jest projekt apteki dla aptekarza.