Przygotowany przez posłów Prawa i Sprawiedliwości projekt nowelizacji ustawy o ofercie ma ulżyć akcjonariuszom. Najbardziej wzmocni jednak tego najsilniejszego: państwowego.
Grupa Azoty, PKP Cargo, GPW, PZU, Enea, Energa, Lotos, JSW i PGE. Co łączy te spółki? Otóż w każdej z nich Skarb Państwa będzie mógł w prosty sposób zwiększyć swe kapitałowe zaangażowanie. I to bez kosztownego i czasochłonnego obowiązku ogłaszania wezwań.
Wszystko dzięki złożonemu niedawno do laski marszałkowskiej poselskiemu projektowi nowelizacji ustawy o ofercie. Wygląda on niewinnie. Opiera się bowiem wyłącznie na uchyleniu art. 72 ustawy (patrz ramka) i zmianach z tego działania wynikających. Ale rzeczywisty skutek, jeśli chęć nacjonalizowania największych podmiotów na rynku kapitałowym się utrzyma, może być szalenie istotny.
Wzmocnienie bez wezwania
– Praktyczny wymiar wprowadzanych zmian będzie taki, że jeśli ktoś ma w spółce powyżej 33 proc. ogólnej liczby głosów, to bez ogłaszania wezwania będzie mógł w prosty sposób dobić do progu 66 proc. i tym samym uzyskać pakiet kontrolny – tłumaczy radca prawny Krzysztof Marczuk, wspólnik w kancelarii GESSEL.
Aktywność wymagająca kapitału / Dziennik Gazeta Prawna
Zapytany o to, czy jego zdaniem projekt nie przysłuży się zbytnio najpotężniejszemu akcjonariuszowi na rynku, odpowiada, że przedstawiona propozycja nie różnicuje pozycji Skarbu Państwa i pozostałych.
– Projekt sam z siebie nie służy repolonizacji. Jeśli natomiast w którejś ze spółek państwowy akcjonariusz ma już 33 proc., w dużo prostszy i szybszy sposób niż dotychczas będzie w stanie wzmocnić swoją pozycję – aż do progu 66 proc. – dodaje mec. Marczuk.
A tych podmiotów, jak wskazaliśmy wyżej, jest sporo. Zresztą parlamentarzyści PiS przyznają, że uproszczenie repolonizacji jest jednym z zadań do wykonania. Stąd też poselski projekt.
– Nie możemy pozwolić na sytuacje podobne do tej, jaka miała miejsce przy inwestycjach PZU. Gdy bowiem państwo chce zwiększyć swój udział w rynku, to potrzebna jest cisza, a nie artykuły w gazetach, z kim i gdzie spotkał się premier Morawiecki – słyszymy od jednego z posłów. Zastrzega jednak, że zapewne wzmocnienie pozycji Skarbu Państwa w spółkach, nad którymi z powodu rozdrobnionego akcjonariatu ma już kontrolę, będzie dopiero jednym z kolejnych kroków – zapewne uczynionych dopiero w 2018–2019 r.
Spore zastrzeżenia do tej koncepcji ma prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów. Jego zdaniem w Polsce jest jeszcze duże pole do prywatyzacji, nie zaś do nacjonalizacji.
– Władza powinna określić dość wąsko katalog podmiotów, nad którymi Skarb Państwa powinien sprawować kontrolę. Większość spółek powinna podlegać typowej grze rynkowej – wskazuje Gomułka. I dodaje, że byłoby to z korzyścią dla przeciętnego obywatela. – Bo jak dobrze wiemy – kontynuuje były wiceminister – podmiot zarządzany przez prywatnego właściciela, dla którego istotny jest zysk, funkcjonuje lepiej niż ten zarządzany przez państwowych nominatów.
Dostrzegalne korzyści
Propozycja polityków PiS ma jednak swoich zwolenników. Adwokat Radosław Płonka, ekspert prawny BCC i partner w kancelarii Płonka Ozga, twierdzi, że jeśli ustawodawca nie zmodyfikuje projektu w ten sposób, że wprost wzmocni pozycję Skarbu Państwa, to należy ocenić go pozytywnie.
– Rzeczywiście wymogi określone w art. 72 ustawy o ofercie sprawiają wrażenie niedzisiejszych. Wydaje się, że można z nich zrezygnować bez straty dla rynku kapitałowego – wskazuje ekspert.
W podobnym tonie wypowiada się również radca prawny Katarzyna Ostrowska, partner w kancelarii Ostrowska Legal. Przypomina ona, że projekt nowelizacji ustawy poprzez uchylenie art. 72 przygotowany został przecież już w 2014 r. Wtedy jednak nie doczekał się dalszych prac w parlamencie. A zdaniem mec. Ostrowskiej szkoda, gdyż art. 72 nie spełni już roli, dla której został wprowadzony do systemu prawnego.
– Jego sens wyrażał się w zapobieżeniu efektu popytowego, czyli uniemożliwieniu skupowania w krótkim okresie akcji spółki publicznej, na skutek którego kurs akcji spółki zostałby ukształtowany w nienaturalny sposób – wyjaśnia ekspertka.
– Istotnie jednak ogranicza obrót i nakłada na inwestorów wiele obowiązków, z których ewentualne korzyści są w mojej ocenie mniejsze niż ponoszone koszty – uzupełnia Katarzyna Ostrowska.
Koniec czy początek
Zdaniem większości ekspertów najważniejsze może być to, co jeszcze przed nami. A mianowicie: czy ustawodawca zdecyduje się pójść o krok dalej i w ogóle zlikwidować obowiązki związane z wezwaniami. Przykładowo art. 73 ust. 1 ustawy o ofercie stanowi, że przekroczenie 33 proc. ogólnej liczby głosów w spółce publicznej może co do zasady nastąpić wyłącznie w wyniku ogłoszenia wezwania do zapisywania się na sprzedaż lub zamianę akcji tej spółki w liczbie zapewniającej osiągnięcie 66 proc. ogólnej liczby głosów. Jakkolwiek sam przepis może wydawać się skomplikowany, to jego rola jest prosta: ograniczenie ryzyka cichego przejęcia danej spółki przez określony podmiot. Gdyby zaś posłowie poszli za ciosem, Skarb Państwa byłby w stanie bez trudu nie tylko wzmocnić swą pozycję w spółkach, które już kontroluje, lecz także wejść w posiadanie kontroli nad tymi, które uznałby za potrzebne. Ryzyko utraty państwowego zwierzchnictwa z kolei byłoby ograniczone do minimum. Podmioty można bowiem wpisać na listę chronionych w rozumieniu ustawy o kontroli niektórych inwestycji (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 1272 ze zm.). Czy takie działania są w planach? Jak słyszymy od jednego z posłów PiS zasiadających w sejmowej komisji energii i Skarbu Państwa, „na tę chwilę nie”. Jak dodaje, „sytuacja jest jednak dynamiczna”.
Etap legislacyjny
Przed pierwszym czytaniem