Przez wadliwe przyjęcie budżetu Unia obetnie nam środki – grzmi opozycja. Tyle że Komisja nie ma takich możliwości. Kłopoty pojawią się za kilka lat, niekoniecznie z powodów ostatnio uchwalonej ustawy.
O możliwym odcięciu nas od unijnego źródła mówią posłowie PO i Nowoczesnej. Rząd przeciwnie, zapewnia, że wszystko jest w porządku. – Nie ma moim zdaniem najmniejszej obawy, że budżet będzie wzruszony, ponieważ został absolutnie udokumentowany i w pełnoprawny sposób przyjęty – ocenia Mateusz Morawiecki. Do tego strona rządowa ma przewagę w sporze, bo to administracja wykonuje prawo, opierając się na zasadzie domniemania konstytucyjności. – Jak prezydent podpisze budżet, to będzie on miał domniemanie legalności. Różne podmioty mogą go podważać, ale kwestię domniemanej nielegalności ustawy rozstrzyga w Polsce Trybunał Konstytucyjny – kwituje konstytucjonalista Marek Chmaj.
O komentarz poprosiliśmy Komisję Europejską. Jej przedstawiciele przekonują, że nie interesują ich problemy wokół sposobu przyjęcia przez parlament tegorocznego budżetu. – To jest kwestia, która musi być dyskutowana i rozwiązana w Polsce – odpowiedziały nam służby prasowe KE. W tym przypadku ani Komisja, ani inne unijne instytucje nie mają podstaw do jakiegokolwiek działania. Marek Chmaj uważa, że gdyby do KE zgłosił się zainteresowany, twierdząc, że w jakiś sposób narusza to jego interesy, to Komisja musiałaby zacząć od pytania polskiego rządu o jego stosunek do tej kwestii. Tymczasem stanowisko gabinetu premier Szydło jest oczywiste.
Komisja ma możliwość reakcji, jeśli przyjęty budżet czy stan finansów rażąco odbiegają od fiskalnej czy gospodarczej polityki UE lub w przypadku nieprawidłowości w wydawaniu unijnych środków.
Jakiekolwiek podstawy do zawieszenia krajowi członkowskiemu unijnych funduszy reguluje rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 1303/2013 z 17 grudnia 2013 r. Zgodnie z zawartym tam art. 23, Komisja moz˙e zwro´cic´ sie? do pan´stwa członkowskiego z wnioskiem o dokonanie przegla?du oraz zaproponowanie zmian w umowie partnerstwa i odpowiednich programach. Jeżeli państwo członkowskie nie zareaguje na taki wniosek, KE może w ciągu trzech miesięcy po przesłaniu swoich uwag zaproponować Radzie „zawieszenie w całości lub części płatności w odniesieniu do odpowiednich programów lub priorytetów”. Jeśli Rada uzna wniosek KE za zasadny, może przyblokować wypłaty (dotyczy to jedynie wniosków o płatność złożonych po dacie wydania decyzji przez Radę). W tym artykule wymienione są też sankcje za naruszenie procedury nadmiernego deficytu czy procedury nadmiernego zakłócenia procedury równowagi makroostrożnościowej.
Polskie finanse publiczne są obecnie w bardzo dobrej kondycji: ubiegłoroczny deficyt sektora rządowego i samorządowego prawdopodobnie spadł poniżej 2,4 proc. PKB. Rząd nie tylko utrzymał się na ścieżce spadku. Udało mu się uzyskać drugi najlepszy wynik od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej.
Jest jeszcze jedno narzędzie, którego KE może użyć. To zasada makrowarunkowości przy wydawaniu środków unijnych. Oznacza to, że Komisja może reagować, jeśli uzna, że państwo nie wykonuje zaleceń dotyczących polityki gospodarczej, które są zawarte w dokumencie nazywanym Country Specific Recommendation (CSR) adresowanym do poszczególnych krajów. Jedną z tych rekomendacji jest zmniejszanie deficytu do z góry wyznaczonego celu. Tyle że kolejny rok deficyt sektora finansów publicznych w relacji do PKB spada. Więc to także nie może być powód do obcięcia funduszy.
Kwestii zawieszania krajowi członkowskiemu płatności z unijnej kasy dotyka też art. 142 omawianego rozporządzenia 1303/2013. Wskazywanych jest tam sześć powodów, dla których taka decyzja może zostać podjęta (wystarczy spełnienie jednego z nich). Chodzi np. o „poważny defekt” istniejący w systemie zarządzania i kontroli programu operacyjnego oraz stanowiący „zagrożenie dla wkładu Unii na rzecz programu operacyjnego, w odniesieniu do której nie podjęto działań´ naprawczych”.
Opinie europosłów PO są już dużo bardziej powściągliwe niż ich kolegów z Sejmu. – Komisja Europejska nie może bezpośrednio ingerować w polski budżet, bo nawet nie jesteśmy w strefie euro – wskazuje euro poseł Jan Olbrycht.
Sprawa legalności polskiego budżetu nie musi być bezpośrednim powodem obcięcia funduszy dla Polski. Już dziś jest niemal pewne, że po 2020 r. ilość środków w ramach polityki spójności (której nasz kraj jest największym beneficjentem) spadnie. Pytanie tylko, o ile. Jak pisała „Rz”, grupa europejskich ekspertów i polityków pod przewodnictwem byłego unijnego komisarza i włoskiego premiera Mario Montiego kwestionuje korzyści wspólnej polityki rolnej i polityki spójności (te dwa obszary pochłaniają ponad 70 proc. unijnego budżetu).