Sieciom handlowym i przetwórcom, którzy w nieuczciwy sposób wykorzystują przewagę kontraktową wobec dostawców produktów żywnościowych lub rolnych, będą grozić kary w wysokości do 3 proc. ich zeszłorocznego obrotu nakładane przez prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

Nową administracyjną ścieżkę walki ze zjawiskiem opłat półkowych i narzucaniem niekorzystnych warunków umów wprowadzi ustawa o przeciwdziałaniu nieuczciwemu wykorzystywaniu przewagi kontraktowej w obrocie produktami rolnymi i spożywczymi, którą podpisał już prezydent, a która lada chwila opublikowana będzie w Dzienniku Ustaw. Przepisy wejdą w życie za pół roku.

Z problemem boryka się wielu dostawców produktów spożywczych lub rolnych do wielkich sieci handlowych i koncernów spożywczych. Powszechnie się skarżą, że giganci handlu i przetwórstwa wykorzystują swoją mocną pozycję. Kontrowersyjne działania niejedną mają formę: opłaty półkowe, za publikację w gazetce, za ekspozycję, rabat za obrót itp. „Dostawcy mogą przecież negocjować umowy z siecią” – argumentują zwolennicy dotychczasowego stanu rzeczy. A adwersarze odpowiadają, że to optymizm niczym ten z dowcipu: „Słoń i mrówka idą przez most. Mrówka mówi: - Słoniu, słyszysz, jak się pod nami trzęsie?”. Tajemnicą poliszynela jest bowiem, że kiedy wielka sieć handlowa i dostawca produktów żywnościowych lub rolnych negocjują kontrakt handlowy, to dostawca może co najwyżej próbować nieśmiało negocjować cenę sprzedaży lub postawić brakującą kropkę na końcu klauzuli nakładającej opłaty karne. Nie ma wpływu na niemal nic w treści umowy. Musi przyjąć warunki – nawet wtedy, gdy wie, że kontrakt zawiera dla niego tak niekorzystne postanowienia i wygórowane opłaty karne za najdrobniejsze naruszenie warunków, iż każdy sąd uznałby je za rażąco nierówne traktowanie stron. Zdaje sobie sprawę, że kwestionowanie czegokolwiek skończy się tym, iż wielki odbiorca pokaże mu drzwi, a wybierze kolejnego kandydata oczekującego w kolejce.

O tym, że problem jest, pokazują liczne wyroki. Sądy coraz częściej przychylają się do roszczeń dostawców żądających zwrotu nienależnych opłat dodatkowych. – To przecież świadczy o tym, że obecne rozwiązania są wystarczające, dostawcy mogą skutecznie bronić swoich praw na drodze sądowej – argumentują przeciwnicy zmian. Cynicznie, bo zdają sobie sprawę, że po pierwsze – droga sądowa jest długa, żmudna i kosztowna. A po drugie – dostawca często boi się sprzeciwić. Wejście na drogę sporu sądowego, a nawet twarde stanowisko w ramach negocjacji, grozi całkowitym zerwaniem relacji handlowych. Nawet duże firmy mają z tym problem. Niedawno głośno było o jednym z giełdowych producentów słodyczy. Po tym, jak ujawnił informację, że negocjuje z dyskontowym gigantem i negocjacje te grożą utratą kontraktu, wartość jego akcji tylko jednego dnia spadła o ok. 10 proc. A co mogą powiedzieć mniejsi uczestnicy rynku?

Dlatego eksperci mówią: dobrze się stało, że dostawcy zyskają jeszcze jedną tarczę ochronną – tym razem od rządu. Oprócz drogi sądowej pojawi się nowa administracyjna ścieżka, na której na odsiecz będzie mógł przyjść prezes UOKiK.

Dostawca, który podejrzewa stosowanie wobec niego niedozwolonych praktyk, zgłosi zawiadomienie prezesowi UOKiK. A ten będzie mógł nie tylko nakazać zaniechania niedozwolonych praktyk i nałożyć karę, lecz także zdecydować o natychmiastowym wykonaniu decyzji. A ponadto opublikuje ją na swoich stronach internetowych, co będzie dotkliwą dodatkową sankcją. Przewidziano również kary za utrudnianie prowadzenia postępowania oraz niewykonywanie decyzji nakładającej karę.

Krytycy mówią: projekt zostawia dużą uznaniowość dla prezesa UOKiK. Tyle że np. otwarty katalog sytuacji, w których prezes może zadziałać, to zabieg celowy – po to, aby nie zamykać możliwości reakcji, kiedy pojawi się kolejny innowacyjny pomysł dużych podmiotów na wykorzystanie dominującej pozycji wobec małych.

Bardziej niż niedociągnięcia techniczne projektu niepokoić może pytanie: czy prezes UOKiK będzie w stanie zająć się setkami spraw, które mogą zalać urząd w najbliższych miesiącach i latach?