Z parlamentu nie wyszedł jeszcze budżet na 2017 r., a rząd już zaczyna myśleć o tym na rok 2018. Powstanie on według całkowicie nowych zasad, a prace mogą zacząć się już w styczniu.
Pomysł jest dość prosty: na początku wiosny Ministerstwo Finansów na podstawie swoich prognoz gospodarczych przedstawi rządowi wstępny plan finansowy na kolejne trzy lata. Przy czym prognoza na następny rok będzie obowiązująca, a na kolejne lata aktualizowana po dwunastu miesiącach. Plan na następny rok będzie zawierał limit wydatków. Jeśli byłby on wyższy niż w bieżącym roku, to rząd już wiosną może się zastanawiać, na co przeznaczyć nadwyżkę. Pieniądze mają być dzielone pomiędzy ministerstwa i główne polityki rządu. Oprócz tego ma być wyznaczona specjalna część pokazująca koszt utrzymania administracji w każdej instytucji. Dziś te wydatki są często poukrywane pod wieloma pozycjami, a ich przesuwanie jest sztywno regulowane. To zmieniłoby też sposób tworzenia budżetu na bardziej opisowy.
Po co ta zmiana? Przyczyny są dwie. Pierwsza: zmniejszyłyby się naciski ze strony poszczególnych resortów bezpośrednio na Ministerstwo Finansów, które dziś odgrywa rolę cerbera budżetowych pieniędzy. Nowy system porządkowałby to i eliminował ryzyko chaosu przy tworzeniu budżetu, jakie występuje obecnie (w sierpniu, na krótko przed przesłaniem projektu pod obrady rządu, ustala się limity wydatków dla poszczególnych resortów). W takim przypadku ministrowie skupiają się przede wszystkim na zdobyciu nowych środków dla swoich resortów zamiast na bardziej racjonalnym planowaniu wydawania przyznanych już budżetów.
Druga przyczyna: decyzja o podziale stałaby się bardziej polityczna niż ekonomiczna, a odpowiedzialność za nią spoczywałaby na całej Radzie Ministrów. W obecnych realiach często najpierw podejmowana jest decyzja, co robić, a potem dopiero szuka się na ten cel pieniędzy. W przypadku zmiany procedury rząd ze sporym wyprzedzeniem wiedziałby, na co może sobie pozwolić. – Zaletą przyspieszenia prac nad budżetem jest przeniesienie decyzji politycznych dotyczących podziału budżetu na szczebel rządu i wcześniejsze planowanie budżetów poszczególnych ministrów, co zwiększa szanse na bardziej racjonalne wydawanie pieniędzy, które już są przyznane – twierdzi Leszek Skiba, wiceminister finansów.
Dodaje on, że zmiana sposobu tworzenia budżetu pozwoli na zwiększenie przejrzystości systemu, da pełniejszą informację o tym, kto ma ile pieniędzy i na co je wydaje, oraz umożliwi bardziej efektywne rozliczanie wydatków.
Zmiana mogłaby obowiązywać już od 2017 r. Według nowych zasad mógłby być przygotowany budżet na 2018 r. Schemat jego przyjmowania byłby mniej więcej taki: w styczniu byłaby aktualizowana baza wydatków, punktem odniesienia dla niej byłby rok 2016. Reguła wydatkowa, zgodnie z którą wylicza się limit wydatków dla całego systemu finansów publicznych, nie uległaby zmianie. To na jej podstawie ustalany jest górny pułap, który można by powiększyć o nakłady wynikające z jakichś dodatkowych rozwiązań przewidzianych w projektach ustaw. MF przygotowywałoby też przy tym swoją projekcję deficytu i całość prognoz ekonomicznych na kolejny rok. Na ich podstawie wyliczałoby m.in. wskaźnik waloryzacji emerytur i rent. Limit wydatków z zestawem prognoz trafiałby do trzyletniego planu finansowego, nad którym w marcu pochylałby się już cały rząd. To on decydowałby o tym, ile pieniędzy i na co przeznaczyć. Przy czym decyzje dotyczące 2018 r. byłyby wiążące, natomiast założenia na lata 2019–2020 miałyby bardziej charakter wstępnych przymiarek. Tak uszyty plan byłby dopracowywany w szczegółach w maju i w czerwcu. Resorty same decydowałyby, jak zarządzać wydatkami w swoich obszarach.
Bez zmian pisano by budżety tzw. świętych krów (czyli kilkunastu instytucji, jak m.in. Trybunał Konstytucyjny, kancelarie Sejmu, Senatu, prezydenta i premiera, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, Instytut Pamięci Narodowej, Najwyższa Izba Kontroli czy Sąd Najwyższy) – nadal rząd przyjmowałby je do projektu ustawy bez prawa nanoszenia poprawek. Tak jak dziś tworzone byłyby również budżety funduszy celowych, jak np. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych