W ekonomii szczególnie fascynujący jest wpływ, jaki mają na nią oczekiwania. Ogólnie rzecz biorąc, konsumenci i inwestorzy patrzą w przód, co znaczy, że zmiany w polityce ekonomicznej mają wpływ na wskaźniki, jeszcze zanim zostaną wprowadzone w życie. Przykładem są oczekiwania wobec polityki pieniężnej. Powszechnie się przecież spodziewano, że Rezerwa Federalna zwiększy stopy procentowe o 0,25 pkt proc. (decyzja zapadła wczoraj wieczorem, już po zamknięciu tego wydania DGP).
Jeśli spojrzymy na rynki, spodziewany wzrost stóp został już w znacznym stopniu wyceniony na rynkach walutowym, obligacji i kapitałowym. Innymi słowy, Rezerwa Federalna de facto zdążyła już zaostrzyć politykę pieniężną, co z kolei oznacza, że podwyższenie stóp miało wpływ na amerykańską gospodarkę jeszcze przed podjęciem decyzji, czy je faktycznie podwyższyć. To z grubsza ta sama historia, co z Donaldem Trumpem. Republikanin został wybrany na prezydenta USA, ale nie obejmie urzędu przed końcem stycznia. To jednak nie oznacza, że jego polityka ekonomiczna nie przynosi już pierwszych efektów.
W rzeczywistości rynki zdążyły już całkiem silnie zareagować na spodziewane decyzje ekonomiczne. Wygląda na to, że oczekują one, iż Trumponomika przynajmniej do pewnego momentu przyniesie amerykańskiej gospodarce wzrost. Dlatego rosną notowania giełdowe, podobnie jak rentowność obligacji i oczekiwania inflacyjne. Fakt, że rynki reagują już teraz – najpewniej na oczekiwane poluzowanie polityki fiskalnej, czyli jakąś formę inwestycji infrastrukturalnych oraz cięć podatkowych, oznacza, że dane makroekonomiczne USA poprawią się najpewniej jeszcze, zanim 21 stycznia Trump obejmie urząd prezydenta. Paradoksalnie jednak ten boom może się okazać krótkotrwały.
Spodziewane obniżki podatków i wzrost inwestycji podniosły oczekiwania inflacyjne. To ostatnie zostało uznane za dobrą wiadomość, skoro niedawne prognozy inflacji znajdowały się poniżej celu Rezerwy Federalnej, określonego na poziomie 2 proc. Jednocześnie, ponieważ krótkoterminowe oczekiwania inflacyjne wzrosły obecnie nieznacznie powyżej 2 proc., inwestorzy zdali sobie sprawę, że Rezerwa Federalna może odpowiedzieć jeszcze bardziej zdecydowaną podwyżką stóp. Podczas gdy oczekiwane od Trumpa poluzowanie fiskalne wpływa na zwiększenie zagregowanego popytu, spodziewane zaostrzenie polityki pieniężnej najpewniej całkowicie zniweluje przyspieszenie tempa wzrostu PKB. Innymi słowy, odkąd stało się jasne, że inflacja wkrótce przekroczy 2 proc., strach przed zaostrzeniem polityki pieniężnej zaczął studzić nadzieje inwestorów na trwałość boomu czasów Trumpa.
Szansa na krótkoterminowe przyspieszenie wzrostu gospodarczego w USA istnieje, skoro w momencie wyboru Trumpa oczekiwania inflacyjne pozostawały poniżej 2 proc. Ale wzrost tych prognoz po wyborach sprawi, że przyspieszenie nie potrwa długo. Prawdopodobne wyhamowanie wzrostu PKB przez Rezerwę Federalną ze względu na ryzyko wzrostu inflacji to jedna rzecz. Inna sprawa, że protekcjonistyczna retoryka Trumpa może zaszkodzić amerykańskiej gospodarce. Spieszmy się więc celebrować boom czasów Trumpa. Do Wielkanocy może być po wszystkim.